wtorek, 18 listopada 2014

"Zamień chemię na jedzenie" Julity Bator

Od czego by tu zacząć po tak długiej nieobecności?
Blog trochę przegrał, zszedł gdzieś kompletnie na któryś tam plan, schował się daleko, daleko za kulisami. I właściwie miał już nie wracać na scenę, ale pan reżyser kompletnie zmienił koncepcję spektaklu no i ... Właściwie to po prostu zrobiłam sobie wagary :P Zła studentka, oj zła!

Co robi student polonistyki na zajęciach, po zajęciach i między zajęciami? Czyta! 1 punkt dla Ciebie. Dobra, wiem doskonale, że pomyślałeś/aś coś zupełnie innego, ale, moi drodzy... stereotypy, stereotypy :)

Tak więc (nie zaczyna się od "więc", blabla, wyszłam z wprawy:)) student czyta, zaczytuje się, może niekoniecznie w kanonie czy literaturze fachowej, ale w takich lżejszych ostatnio książkach. 

W każdym Empiku czy innym tego typu przybytku można spotkać 837092301398 super-hiper-najlepsiejszych z najdoskonalszych poradników dotyczących diet, zdrowego stylu życia, bycia fit czy jak kto tam sobie chce. Efekty naturalnie gwarantowane. Wszystko sprawdzone, przebadane. Lepszej metody od naszej nie ma. Wystarczy, że zaczniesz na pić rano sok pszenicy dojrzewającej w południowym słońcu Toskanii, a na obiad jeść wołowinę z argentyńskiego bydła wypasanego na łąkach położonych 17,879090 m.n.p.m. Tyle i tylko tyle by osiągnąć wieczną młodość i szczęście. Uwaga, promocja, jedyne 39,99. Nie zwlekaj. 

Uwielbiam tego typu książki i te tłumy rozochoconych, rozanielonych amatorów wydawania pieniędzy na rzeczy zupełnie niepotrzebne. Podobne uczucia miałam właśnie w stosunku do książki Julity Bator pt. "Zamień chemię na jedzenie". Do czasu. Trzeba było jednak wybrać - oglądam serial czy czytam nową książkę. Wybór był jasny i nieodżałowany. Kilka sobotnich godzin i pochłonięte paręset stron nie tylko zadrukowanych czarnym tuszem, ale posiadających treść. 


„Zamień chemię na jedzenie” rozpoczyna się historią Julity Bator i jej najbliższej rodziny. Dzieci ciągle męczone są infekcjami i przeróżnymi chorobami. Zwolnienia, antybiotyki, te sprawy. Najłatwiej tego typu problemy tłumaczyć genami, wrodzonym brakiem odporności etc. W pewnym momencie zupełnie przypadkowo autorka książki zorientowała się, że być może związek z brakiem odporności ma żywność, którą serwuje dzieciom. To właśnie sprawiło, że zaczęła się wgłębiać w temat zdrowego żywienia. Przeglądała namiętnie etykiety sklepowe a później w Internecie sprawdzała wpływ poszczególnych składników. Wreszcie zaczęła własne eksperymenty, które ostatecznie zmieniły życie i zdrowie całej jej rodziny. Dzieciaki nie chorują, od kilku lat nikt nie kupił żadnego antybiotyku, a domowy budżet wcale na tym nie ucierpiał. 








Książka sama w sobie jest przejrzysta. Każdy rozdział zajmuje kolejny żywieniowy dział, którym dosyć szczegółowo zajmuje się autorka. Co ważne -  nie ma tutaj prób budowy żadnej nowej ideologii, przekazywania najprawdziwszej prawdy ze wszystkich prawd. Książka stanowi propozycję. Pokazuje czyste fakty, każdy może wyciągnąć z niej to, co chce. Nie trzeba zmieniać wszystkich swoich nawyków, ale dobrze jest być świadomym konsumentem, zwracać uwagę na jakość spożywanych produktów. 



Nie będę streszczać - naprawdę warto sięgnąć po nią samemu, a po lekturze wdrożyć w swoje życie chociaż 3 zmiany :)

10 komentarzy:

  1. Ooooo ciekawe ;p Haha ale na stronach widzę swoje ulubione rzeczy jak parówka, której oczywiście nie zjem bez musztardy- wstyd ;p hahaha

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa książka na pewno warto przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. mam ochotę przeczytać tą książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No ciekawa książka, którą warto przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka zapowiada się bardzo ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawa pozycja - chętnie zapoznałabym się z cyklem takich porad ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka musi być bardzo ciekawa:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Interesująca książka! Ja już jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać nad tym co jem ze względu na problemy ze skórą. Jednak nie jest mi tak łatwo zmienić niektóre przyzwyczajenia ;-)
    Cieszę się, że wróciłaś! Niedawno się zastanawiałam gdzie się podziewasz, a Ty sobie wagary zrobiłaś, ojoj ;D Ale serio, nie porzucaj bloga. Dobrze jest mieć takie wirtualne miejsce, do którego można wracać :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zastanawiałam się nad nią jakiś czas temu :)
    Chyba się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń