środa, 20 maja 2020

Moje największe odkrycie kwarantanny - joga


Jest wiele możliwości podziału ludzi - na skowronki i nocnych marków, pesymistów i optymistów, kawoszy i herbaciarzy, łasuchów i fanów słonych przekąsek, na sportowców i kanapowców unikających jak ognia aktywności fizycznej. Ja sama potrafię i wstawać wcześnie, i kłaść się spać późno, czasem myślę pozytywnie, a czasami jestem do czegoś nastawiona od początku tak negatywnie, że nic nie jest w stanie tego zmienić, lubię kawę i herbatę, a najtrwalszy nawyk to coś słodkiego po wytrawnym obiedzie. Za to jedna rzecz zawsze wydawała mi się niezmienna - awersja do sportu wszelkiej maści. Już od podstawówki moim najbardziej znienawidzonym przedmiotem był właśnie WF. Odwołanie lekcji przez nauczyciela albo zwolnienie od mamy było jednym z moich największych marzeń. Później zaczęłam wyciągać zwolnienia od lekarza rodzinnego, byleby tylko nie musieć ćwiczyć. 






Oczywiście jak każda nastolatka próbowałam ćwiczyć - powiedzmy sobie szczerze - dla wyglądu :) Była 6 Weidera, bieganie, Mel B. Każde podejście do ćwiczeń trwało może z tydzień. Kiedy wybijała godzina treningu, odwalałam swoje cała obrażona na świat. Po tygodniu uznawałam, że zrobię sobie dzień wolnego, oczywiście kolejnego podejścia do ćwiczeń już później nie było. Raz jeden przekonałam się do Ewy Chodakowskiej - ćwiczyłam z nią ponad miesiąc - ale jedyne endorfiny, jakie do mnie przychodziły, wiązały się z tym, że czas ćwiczeń dobiegł końca ;) 



Ostatecznie uznałam, że bez sensu ćwiczyć cokolwiek, jeśli tak bardzo się tego nie lubi, postawiłam na spacery i rower. Tak mijały całe lata, aż do czasu narodowej kwarantanny - podczas której postanowiłam wykorzystać cały ten wolny czas jakoś produktywniej - przede wszystkim chcąc "ogarnąć" bardziej swoją głowę, a zwłaszcza kołaczące się po niej nieszczególnie przydatne myśli. Przypadkiem trafiłam na jogę i kanał Gosi Mostowskiej - z góry założyłam, że poćwiczę może raz czy dwa i starczy. Skończyło się na tym, że bez zrobienia chociaż kilku minut jogi, czuję, że dzień był niekompletny. Sama dziwię się sobie, że po godzinnych ćwiczeniach czuję zarówno więcej energii, jak i spokoju, rozluźnienia w ciele, niż po 8 h snu i wylegiwaniu się na kanapie. Wraz z kolejnymi ćwiczeniami przyszło zainteresowanie ogólnie jogą i Gosią jako człowiekiem. Podobno, kiedy przychodzi odpowiedni czas, nauczyciel znajduje się sam! Nie jestem osobą, która szybko się kimś inspiruje, czy kogoś podziwia, ale w tym przypadku było to tak samo szybkie, jak i po prostu naturalne. Uwielbiam słuchać Gosi i ćwiczyć z nią. Zostałam zainspirowana nie tylko do regularnych ćwiczeń, ale także do zdrowego odżywiania i dobrego traktowania swojego ciała. 

Oto dowody: 
Sezon na szparagi 

Matcha <3 

Ukochane awokado <3 

Kolorowe smoothie bowl <3


Pudding z tapioki, który podbił nasze serca :) 
Śniadanie do łożka <3 
Nawet zielone koktajle mi niestraszne!
Tofucznica z tofu, które wcale nie jest fu! 



Joga - choć brzmi to dość górnolotnie (ale prawdziwie!), wpłynęła na wiele aspektów mojego życia - o czym będzie kolejny post. Nie wyobrażam sobie do życia pozbawionego ćwiczeń! 

Na koniec chciałabym jeszcze tylko szybko polecić bloga Gosi:Pure Style oraz jej kanał na Youtube - Gosia Mostowska


Pozdrowienia z maty ;)


A wy jakie macie doświadczenia z ćwiczeniami? Znacie/lubicie jogę?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz